|
PIWNICZNE ANEGDOTY
W 1982 r., po kolejnym festiwalowym pobycie w Arezzo, Piwnicznie udali się na audiencję
z papieżem Janem Pawłem II.
- Dużo się w Krakowie mówi o panu, panie Piotrze - zagaił rozmowę Ojciec Święty.
- O jego świątobliwości również odrzekł nagabnięty.
Po występach "Piwnicy" w warszawskiej Stodole w 1981 r. wezwano Piotra przed
oblicze partyjnych władz od kultury. Miał im wytłumaczyć znaczenie detalu
scenografii - w wiszącej złotej klatce ustawiony był biały biust Lenina i płonąca przed nim świeczka.
- Chcieliśmy do klatki wsadzić papugę, ale się nie mieściła - oznajmił lider
"Piwnicy" aparatczykom, zestrachanym po proteście ambasady radzieckiej.
- Wzięliśmy więc to, co było pod ręką.
Podczas którejś z galowych imprez "Piwnicy"" świta jednego z ministrów
narobiła szumu, że dla ich szefa zabrakło krzesła.
- Panie ministrze, w dzisiejszych czasach lepiej stać niż siedzieć!
- stwierdził Piotr do mikrofonu.
|
Kiedyś Piotra Skrzyneckiego, opalającego się na bulwarach pod Wawelem,
zmorzył sen. Ktoś mu zrobił niewybredny kawał
i "podprowadził" ubranie. Dokumentnie całe. Obudziły Piotra histeryczne krzyki:
"Zboczeniec, zboczeniec!". Nauczycielki, prowadzące dziatwę szkolną na Zamek,
wezwały milicję. Patrol rzeczny zgarnął gołego Piotra do motorówki, woził tam
i z powrotem po Wiśle, dopóki Teresa Stanisławska,
red. naczelna zaprzyjaźnionej redakcji "Echa Krakowa"
(Skrzynecki pisywał dla nich recenzje z wystaw) nie skompletowała
dlań zastępczego przyodziewku.
Sąsiad z placu Na Groblach zbudził kiedyś Piotra w niedzielę
o siódmej rano (biesiady po sobotnim programie kabaretowym kończą się
circa o trzeciej, czwartej). Zmusił go do szybkiego ogolenia się, umycia,
po czym zaproponował wspólną wycieczkę do zoo.
- Na Boga, po co? ?- oponował nieprzekonany Piotr.
- Widzi Pan te kije? - sąsiad potrząsnął długimi tyczkami,
które ściskał w dłoni. - Będziemy nimi drażnić małpy i jakoś nam dzień zleci.
Na jeden z występów "Piwnicy"" w Nowym Jorku przyszedł
Janusz Głowacki i Andrzej Czeczot. Halinie Wyrodek, znanej odtwórczyni
piosenki Śliwiaka i Koniecznego "Ta nasza Młodość"", Czeczot
wypalił za kulisami:
- Nienawidzę pani!
- Dlaczego? - spytała zaskoczona
- Bo mnie pani zmusiła do łez.
Podczas któregoś z wyjazdów "Piwnicy" w 1981 r., może do Gliwic, a może
do Częstochowy, Andrzej Pacuła grzebał na zapleczu udostępnionej zespołowi
scenki. Spośród flag, szturmówek i transparentów wyłuskał jakąś czerwoną
planszę, którą pokazał publiczności. Rozległ się gromki śmiech i brawa.
Na planszy był napis: "Szkolenie partyjne" Pacuła nie pokazał jednak całego napisu.
Połą swego kostiumu zasłonił "Szko".
Do Andrzeja Warchała przyszedł z próbkami tekstów Janusz Kowalczyk, (
wtedy, w połowie lat 70. student teatrologii, dziś krytyk teatralny "Rzeczypospolitej").
Kiedy się już na dobre zadomowił w "Piwnicy", trafił pewnego razu na biesiadę
- jego mistrz i protektor czcił właśnie wiadomość o przyjęciu go
w poczet członków związku autorów i kompozytorów. Uczeń poszedł w ślady mistrza.
Nie namyślając się długo, wysłał do ZAKR-u próbki swoich tekstów i również
został przyjęty. Kiedy pobiegł z tą nowiną do Warchała, ten skamieniał,
a potem wycedził: "Nie gniewaj się stary, ale dziadowska instytucja,
skoro cię przyjęli! Dziadowska".
|
Przeszedł do historii wpis Andrzeja Warchała do księgi pamiątkowej,
z okazji piwnicznego wernisażu prac malarskich jednego z niedzielnych artystów:
"Pejzaże do d... Portrety znakomite! Podejrzewam u autora rozdwojenie jaźni. Gratuluję, zazdroszczę".
Kiedy w 1981 r. z okazji ćwierćwiecza kabaretu powstawał piwniczny numer
"Szpilek", padła koncepcja, by o słowo wstępne poprosić prof. Artura Sandauera.
Profesor się wykręcał. Ponieważ redakcja nalegała, przyznał się, dlaczego
o "Piwnicy"" pisać nie zamierza. Na programie kabaretu w warszawskiej
Stodole Piotr Skrzynecki powitał profesora, reflektor punktowy wyłowił
go z tłumu widzów, były ukłony, oklaski, etc. I wreszcie zabrzmiała zapowiedź:
- A teraz, specjalnie dla pana profesora Artura Sandauera, Halina Wyrodek zaśpiewa piosenkę
"Tak za pana mi wstyd"".
Podczas gościnnych występów "Piwnicy" w gdańskim Klubie Żak w 1978 r. Zygmunta Koniecznego
odciągnęli na stronę bramkarze:
- Jak się nazywa ten piosenkarz, co przyjechał z wami? No, ten od poezji śpiewanej.
- Marek Grechuta.
- No, widzisz - bramkarz triumfująco zwrócił się do kolegi. - Grechuta, nie Łazuka!
Podczas ostatniego pobytu "Piwnicy" w Stanach Zjednoczonych w 1993 r. Piotr Skrzynecki
wybrał się samotnie na "podbój" Nowego Jorku. Znalazł się w jakimś nastrojowym
lokalu i zaczął sączyć drinka. Nagle koło siebie zobaczył półnagiego
faceta. Nowy Jork w końcu, wszystko możliwe, pomyślał, ale wkrótce miał przed
sobą dziesięciu nagusów potrząsających przyrodzeniami i wykrzykujących ceny.
- Dwadzieścia, dwadzieścia pięć dolarów, drogo - ocenia Piotr.
Zorientowawszy się, iż jest w jakimś podejrzanym miejscu, porzucił podwójną
whisky z lodem i uciekał tak szybko, że
w wytwornym płaszczu od Cardina (sprezentował mu go Zbigniew Preisner)
zjechał po schodach. Okazało się, że była to słynna 42 Ulica i burdel dla homoseksualistów.
|
|
|